Jakub, 30 lat – 2,5 roku abstynencji i zdrowienie na programie 12 Kroków AA
Mam na imię Jakub i jestem alkoholikiem.Jako nastolatek stworzyłem sobie w głowie swój własny świat, w którym o mojej wartości miała świadczyć ilość posiadanych pieniędzy. Miałem dobre warunki materialne, porządny dach nad głową, dobre jedzenie i ubrania, jednak ciągle było mi nie tak. Czułem się gorszy, ponieważ ktoś miał lepsze buty lub ubrania, lepszą piłkę na boisku lub rodzice przyjeżdżali po kogoś pod szkołę lepszym samochodem. Budowałem swój świat; nie mam kasy jestem zerem, mam kasę jestem mocny, oczywiście pieniądze musieli mieć i dawać mi moi rodzice. Nieświadomie stwarzałem na lata sobie i bliskim piekło na ziemi.
Mając wyrwaną od rodziców kasę upatrzyłem sobie pijące towarzystwo starszych kolegów, „dobrze” zacząłem się czuć wśród nich. Pijąc z nimi alkohol czułem się lepszy od rówieśników, bardziej wartościowy. Nareszcie mogłem zaistnieć. W alkoholu znalazłem wtedy „lekarstwo” na swoje smutki i niepowodzenia. Coraz mniej zależało mi na rodzinie. Gubiłem też swoje zainteresowania. Odstawiłem na bok sport, który z takim zapałem i radością uprawiałem. Moim celem na tamten czas było picie, zabawa i budowanie swojej złudnej wartości. Zaniedbałem szkołę. Z dobrze uczącego się chłopaka stałem się uczniem przechodzącym z klasy do klasy z mnóstwem nieobecności. Moje picie stało się codziennością. Dziś widzę jak wykorzystywałem również to, że rodzina była zajęta chorym tatą, by go ratować. Sprytnie prześlizgiwałem się po pijanemu, jakby niezauważony. Kradłem pieniądze. Przecież musiałem mieć pieniądze, żeby zaistnieć i dowartościować wśród kolesi. Po szkole poszedłem na studia, za które oczywiście mama zapłaciła, ale nie mogłem znaleźć czasu na naukę. Byłem może na kilku ćwiczeniach i paru wykładach. Cały czas na kacu, z jedną myślą w głowie. Wyjść i napić się w którymś z lokali. Moje picie nabierało tempa. Wymyśliłem, że pójdę do wojska i tam przestanę pić, bo mi po prostu nie pozwolą. Poszedłem po bilet i nie trzeźwiałem już do samego odjazdu do jednostki. Byłem wtedy już w związku z dziewczyną, którą kochałem i jak czułem, ona kochała mnie, wierzyła, że kiedyś się zmienię. W armii okazało się po kilku dniach, że za trochę większe pieniądze niż w cywilu można załatwić wódkę od chłopaków ze starszych poborów. Tak, więc piłem już przed przysięgą. Jak się później okazało było niewiele dni w wojsku, które przeżyłem bez alkoholu. Kombinowałem bez przerwy. Mniej więcej w połowie mojej służby wojskowej umarł mój tata. Pamiętam jak mama zadzwoniła do jednostki z informacją, żebym przyjechał, bo jest z nim bardzo źle. Mogłem wrócić do domu na kilkanaście godzin. Poszedłem do taty do szpitala. Nie żyliśmy w zgodzie. Miałem w pamięci nasze walki i bezustanne kłótnie. Nie mógł mówić ani się ruszać. Leżał sparaliżowany i aż pomarańczowy od zepsutej wątroby. Ale to, co pamiętam najbardziej, to uścisk jego dłoni i uśmiech na twarzy przez łzy, tak, jakby niczego złego nie było między nami. A przecież walczyłem z nim przez lata. Gdy wracałem do jednostki tata umarł. Czułem smutek po odejściu kogoś mi bliskiego, ale piłem dalej.
Po wyjściu z wojska wróciłem do pracy na budowie. Piłem przed pracą, w pracy, ukrywając się przed szefem i czekając na fajrant i wieczór. Coraz częściej zawalałem pracę. Mój związek też się sypał. Cały czas kłamałem, manipulowałem i obiecywałem poprawę. Tylko na obietnicach się kończyło. Poszedłem do innej pracy. Miałem jeszcze większy komfort picia. Rzadko widziałem szefa czy kierownika budowy. Do momentu, aż dostałem padaczki w wykopie i podziękowano mi za pracę. Stawałem się coraz bardziej agresywny. Wszczynałem bójki. Padaczka się powtarzała. Po jednej z moich pijackich nocy trafiłem do szpitala. Musiałem być zapięty w pasy kilka dni, bo cały czas mnie trzęsło. Byłem pobity i wyczerpany, ale w moim mniemaniu jeszcze nie na dnie.
Jeździłem samochodem pod wpływem alkoholu. Piłem praktycznie codziennie, więc alkohol we krwi miałem bez przerwy. Miałem kilka wypadków. Dwa z nich bardzo poważne. A po ostatnim byłem w śpiączce przez 9 dni i nie dawano mi zbyt dużej szansy życia. Przeżyłem, i oczywiście sobie to przypisałem. Mówiłem, jaki to ja jestem wielki, że wyszedłem cało z wypadku. Dziś wiem, że to Bóg nade mną czuwał i dlatego żyję. Cieszę się i wdzięczny jestem za to, że nie zrobiłem nikomu większej krzywdy w wypadkach. Czasem było bardzo blisko tragedii. Trzy razy policja zabierała mi prawo jazdy. Niedawno je odzyskałem, po czterech latach przerwy.
Miałem przymus picia. Nie wyobrażałem sobie dnia bez alkoholu. Nie potrafiłem żyć bez wódki. Wieczorem, gdy już zamykano knajpę, w której piłem, brałem zawsze jeszcze dwie lub trzy butelki na rano. Piłem w nocy, bo budziłem się co trochę i pierwsze co robiłem, to sięgałem po butelkę za łóżko. Albo szedłem z wódką do pracy, albo cały czas pijąc czkałem do momentu, aż otworzą knajpę. Później się to zmieniło, nie chodziłem już codziennie do baru. Wolałem nakupić sobie dużo wódki i siedzieć sam w pokoju pijąc bez przerwy. Mało co mnie interesowało. Jedyne, co było ważne to czy mam co pić. Prawie nic nie jadłem. Miałem wyczerpany organizm, padaczkę i zwidy przed oczami.
Tak upodlony trafiłem na pierwszą moją terapię. Nałykałem się na niej przez 4 tygodnie wiedzy. Tam dowiedziałem się, że jest Wspólnota AA. Poszedłem na jeden mityng. Od razu poczułem się gorszy od innych, bo przecież nie pili i cieszyli się ze zmian i osiągnięć. Oceniłem wszystkich swoją miarą i stwierdziłem, że AA nie jest dla mnie. Że ja teraz sam sobie poradzę. Mam wiedzę o chorobie, wiem, czego unikać. Cały czas stałem za swoim życiem. Po sześciu miesiącach niepicia „na zaciśniętych szczękach” pękłem jak balon. Zniszczyłem mamie samochód, bo nie chciała mi przywieźć wódki (miałem gips na nodze i ciężko mi było dojść do sklepu). Po krótkim czasie znaleźli się kolesie, którzy mi wódkę przywozili do domu. Piłem bez opamiętania parę miesięcy. Pojechałem na drugą terapię. Myślałem, że czegoś nie dosłyszałem na pierwszej, że coś pominąłem.
Dziś, dzięki Bogu, mam jasność, co pominąłem, ale wtedy dalej chciałem trzeźwieć sam. Historia się powtórzyła. Abstynentem byłem już krócej. Za to dłużej później piłem. Trzecia terapia i dalej to samo. Parę dni bez alkoholu, a później byłem jak urwany pies z łańcucha. Pojechałem na detoks w miejsce inne niż zwykle (tam gdzie zawsze mnie odtruwali znali mnie już wszyscy i było mi wstyd). Spotkałem tam człowieka, który zaproponował mi wieczorem mityng, na który się wybierał. Poszedłem z nim. Wtedy po raz pierwszy poczułem, że nie jestem inny od ludzi siedzących obok mnie. Byłem wystraszony, ale otwarty. W każdym usłyszanym doświadczeniu znalazłem coś o sobie. Po powrocie do domu zapiłem raz jeszcze. Wtedy to rodzina w końcu przestała mi pomagać. Usłyszałem od mamy „robiłam co mogłam, żeby ci pomóc, już nie potrafię więcej”. Zostawiła mnie także narzeczona, która miała dość moich obietnic i manipulacji. Wysłała mi adres gdzie są mityngi AA i zostałem sam. W tej samotności poczułem swoje dno.
Dwa tygodnie walczyłem ze sobą. Czy iść w to, co znam, czyli pić dalej, czy poszukać pomocy?
I tak Bóg przyprowadził mnie do Wspólnoty AA. Po jednym z pierwszych moich mityngów poczułem, że jestem w końcu w miejscu, którego potrzebowałem. Poprosiłem o pomoc, znalazłem Opiekuna i rozpocząłem z nim pracę z w pierwszym Legacie AA. Mogłem poznawać siebie poprzez program 12 Kroków AA, mogłem też bezpiecznie wyrzucić z siebie to, co wyprawiałem w szaleństwie i obłędzie, i stosując zasady duchowe programu uczyć się krok po kroku normalnych, trzeźwych zachowań. Włączyłem się aktywnie w życie Grupy i służbę, drugi i trzeci Legat AA.
Powoli Bóg przywracał mi zdrowie duchowe i umysłowe, odzyskiwałem poczucie własnej wartości, godność. Uczyłem się pokory i cierpliwości. Bóg zmieniał mnie i moje życie. W domu zapanował spokój, wartość dla mnie dotąd nieznana. Wracało zaufanie bliskich. Z powrotem jestem z narzeczoną. Planujemy niedługo ślub.
Wychodziły i nadal wychodzą moje słabości, ale dziś ich nie zapijam tylko omawiam z Opiekunem i proszę Boga, by mnie od nich uwolnił. Mam nowe, trzeźwe, normalne życie.
Pełnię służbę w Grupie i w Intergrupie AA. Niosę z przyjaciółmi przesłanie AA do Jednostek Penitencjarnych. Służę przy telefonie kontaktowym. Cieszę się z życia, a w sercu mam wdzięczność do Boga za dary i do Opiekuna, że włożył tyle pracy, bym mógł być tym, kim jestem i szacunek dla siebie, że pracę, którą ja miałem wykonać wykonałem. Dziś przekazuję to swoim podopiecznym.
Jakub alkoholik.
=====================================================================
=====================================================================
Z okazji XXIII rocznicy powstania Klubu Abstynentów TANTAL w Ostrowi Mazowieckiej, zapraszamy na wieczór trzeźwościowy w dniu 16 listopada 2013 roku, z następującym programem:
OdpowiedzUsuńgodz.18.00 msza św.w kośćiele p.w. Wniebowzięcia NMP, (stary kościół ul. 3 Maja)
godz.19.00 powitanie gości
godz. 19.15 MITING OTWARTY - Grupa AA "Arm"
godz. 21.00 zabawa taneczna,
bufet na miejscu.
Opis dojazdu / sprawy organizacyjne
Spotkanie będzie miało miejsce w Ostrowi Mazowieckiej ul. Rubinkowskiego 8
(sala gimnastyczna Zespołu Szkół Zawodowych), 16 listopada 2013 r.
Bardzo dziękujemy za zaproszenie.
Usuń